Wodospady Iguazu – cud natury na styku Brazylii i Argentyny


Przed wyprawą dookoła świata nie planowaliśmy w ogóle miejsc, które chcemy odwiedzić. Zrobiliśmy wstępny zarys trasy, zorientowaliśmy się w możliwości przekraczania kolejnych granic i wizowych wymogach, jednak miejsca, które odwiedzimy pozostawiliśmy losowi. Były jednak dwie rzeczy w Ameryce Południowej, których wiedzieliśmy, że na pewno nie ominiemy: Wodospady Iguazu – cud natury na styku Brazylii i Argentyny oraz Machu Picchu  – XI wieczne miasto Inków w Peru. W dzisiejszym wpisie opowiemy Wam, jak dotarliśmy do pierwszego z tych miejsc.

Żeby dostać się do Foz do Iguazu, miasta położonego na styku trzec państw: Brazylii, Argentyny i Paragwaju wcześnie rano opuszczamy dom naszego hosta we Florianopolis i udajemy się na długi, około 15 kilometrowy spacer. Do sforsowania mamy most, który łączy wyspę z resztą kontynentu. Jest to czteropasmowa autostrada, bez pasa awaryjnego i chodnika. Maszerujemy więc ile sił w nogach skrajem prawego pasa i zostajemy strąbieni przez połowę samochodów, które nas mijają. Świadomi zagrożenia gnamy na przód, by znaleźć się czym prędzej po drugiej stronie. Niedoczekanie. Na 200 metrów przed końcem, zatrzymuje się policja, każą wejść do radiowozu i zawożą na sam początek mostu. Pokazują nam specjalny chodnik z drogą rowerową pod autostradą. Jesteśmy upośledzeni, że tego nie ogarnęliśmy.

Jeden z mostów we Florypie :)

Jeden z mostów we Florypie 🙂 Pamiętajcie pod drogą są chodniki!

Za miastem docieramy na stację benzynową, na której dość szybko łapiemy transport do Kurytyby. Początkowo nie planujemy ponownej wizyty w tym mieście, jednak korek w jaki się pakujemy weryfikuje nasze plany. Na szczęście nasz kierowca z jego dziewczyną są fanami dobrej muzyki i podróż umila nam Beirut i koncert The Doorsów odpalony na DVD. Około godziny 22:00, świadomi tego, że nie uda nam się już nic złapać, postanawiamy skorzystać z nawiązanych podczas poprzedniej wizyty w Kurytybie znajomości i wysyłamy sms do pana Tadeusza (tego od pierogów), czy byłby w stanie przygarnąć nas na jedną noc do siebie. Zgadza się. Okazuje się też, że para, która nas podwozi mieszka 500 m od jego restauracji i ludzie Ci dobrze znają się z naszym polskim wybawicielem. Kolacja, którą przygotowują jest ucztą dla naszego podniebienia! Z samego rana żegnamy się dziękując za okazaną pomoc. Pan Tadeusz podwozi nas jeszcze kawałek za miasto i wręcza 150 zł na bilety na wodospady Iguazu. Stanowcza próba odmowy napotyka na mocny sprzeciw i pieniądze przyjąć musimy. Ciężko słowami opisać dobroć niektórych ludzi… Dziękujemy!

Pierogi del Tadeo w Kurytybie po raz drugi. Wspaniali ludzie.

Pierogi del Tadeo w Kurytybie po raz drugi. Wspaniali ludzie.

Dalsza część podróży nie ustępuje jeśli chodzi o wrażenia. Łapiemy busa z kierowcą, jego dziewczyną(?) dzieckiem i psem. W trakcie jazdy nasz kierowca dostaje ataku, zatrzymuje się na najbliższym parkingu, łapie za serce i ma trudności z oddychaniem. Dzwonimy po karetkę pogotowia, która przyjeżdża i zabiera naszego drajwera do szpitala. Jedziemy za nim. Stan pacjenta nie wydaje się być zadowalający, jednak nie chcąc tracić czasu idziemy na drogę łapać coś dalej. Jesteśmy w miejscu, gdzie nie jeździ praktycznie nic. Cudem udaje nam się zatrzymać dwa samochody, które podwożą nas 30 km dalej. Ostatecznie lądujemy na końcu świata pod Prudentopolis, gdzie nie jedzie totalnie nic w kierunku Foz. Stoimy na stacji około 4 godzin bez szans na jakikolwiek transport. Zaczyna się ściemniać. Nagle na drodze pojawia się znajomy pojazd! To nasz zawałowiec z rodzinką wracają ze szpitala! Na nasz widok gwałtownie hamują i zabierają nas prosto na dworzec do Foz do Iguazu! Kierowca dostał specjalne leki na serce, jednak nie przejął się zbytnio swoim problemem. Po drodze kupuje ciastka i colę oraz strzela sobie filiżankę kawy 😀 Na dworzec docieramy około 2 w nocy. Znajdujemy ustronne miejsce, gdzie rozkładamy namiot i mocno zmęczeni kładziemy się spać.

Czytaj również:  Wymarzony jachtostop przez Atlantyk

Poranek przynosi pozytywne wiadomości. Mamy hosta co całkowicie zmienia nasze nastawienie. Po kilkukilometrowej wędrówce docieramy pod wskazany adres. Niestety google maps oznaczając nazwy ulic pomyliło się i miejsce do którego zmierzamy znajduje się jakieś 18 km stąd po drugiej stronie miasta. Jesteśmy załamani. Kontaktujemy się z naszym hostem, który mówi, ze… to nie problem i że zaraz po nas przyjedzie! Ratunek dla naszych nóg nadchodzi już po 20 minutach. Host zabiera nas do swojego domu, gdzie poznajemy jego rodzinkę i wspólnie jemy pizze, które zamówili z okazji naszego przybycia. Pierwszy raz próbujemy pizzy na słodko z bananem 🙂

Wodospady Iguazu!

Wodospady Iguazu!

Kolejnego dnia ruszamy zobaczyć długo wyczekiwane wodospady Iguazu! W kolejce po bilety stoimy niecałą godzinę. Kolejne pół to kolejka do autobusu. W końcu nasza kolej! Podjeżdża piętrowy autobus. Zajmujemy miejsca na tyłach i pędzimy w kierunku wodospadów, które uznaje się za jeden z siedmiu cudów natury. To co zastajemy na miejscu przechodzi nasze najśmielsze oczekiwania. Podchodzimy pod same wodospady. Wszyscy turyści są przemoczeni do suchej nitki, podobnie jak ich sprzęt elektroniczny, którym próbują uchwycić jak najwięcej zdjęć. My również podejmujemy ryzyko uszkodzenia sprzętu by pstryknąć choć kilka fotek i nagrać trochę filmików. Na mokrych twarzach zwiedzających widać radość i uśmiechy. Niektórzy skaczą, inni śpiewają. Nie ma co się dziwić. Wodospady robią ogromne wrażenie. Nie tylko na zwykłych śmiertelnikach. Żona prezydenta Stanów Zjednoczonych Eleanor Roosevelt widząc pierwszy raz to miejsce powiedzała: „Biedna Niagara! Przy Iguazu przypomina tylko strumyk wody w kuchennym kranie.” I to chyba jest najlepszy komentarz tego miejsca.

Panorama wodospadów Iguazu

Panorama

Pod wieczór wracamy do domu i w ramach rewanżu za wczorajsze pizze robimy dla całej rodzinki jajecznicę z 22 jajek. Nasz rekord 🙂 Vinnicius zaprasza swoją dziewczynę i razem wyskakujemy jeszcze w nocy na miasto, by wypić pożegnalne piwko. Rano zbieramy nasze manatki i docieramy na granicę z Paragwajem. Tu kończy się nasz miesięczny pobyt w Brazylii. Brazylii, która jest tak kolorowa i różnorodna, że powinna być rozpatrywana jako osobny kontynent, a nie jedno państwo. Nam udało się poznać wschodnią i południową jego część. Zostaje piękna północ i zachodnie połacie pokryte amazońską dżunglą. Jedno jest jednak wspólne dla całego kraju. Cudowni, pomocni i zawsze uśmiechnięci Brazylijczycy!

Czytaj również:  A zaczęło się to tak

Wrócimy tu na pewno!

Kolacja z rodzinką :)

Kolacja z rodzinką 🙂

[Następny wpis o Paragwaju. Trochę o ludziach, autostopie i historii. Dowiecie się m. in. kto i dlaczego wyrżnął 90% męskiej populacji tego państwa i jaki wpływ miało to na dalszą historię tego kraju]


Facebook Comments